Kardamon i sen
Kardamon i sen
W Rzymie na Campo de Fiori
Rośnie las parasoli
Wielkich i białych jak kapelusze grzybów
Ciężkich, z bladego płótna
Przesłaniających niebo
Pod nimi na stołach rozłożone towary
Plastiki, ubrania, klapki
Popaczkowane pasty w różnych kształtach
Wstążki, spaghetti, włoskie specjały
Aperitify
Kardamon i sen
Są i zdrowe soki, warzywa, małe krzywe dynie
Jest stragan z kwiatami w doniczkach
Pachną ładnie, a wiatr porywa ten zapach do góry
Ponad białe kapelusze
Tam, nad tym całym kramem wisi posępnie wielki czarny posąg
Zakapturzonego mnicha
To Giordano Bruno męczennik
Heretyk, filozof, mędrzec
To buntownik
Zaklęty w ten pomnik na wieczność spogląda w dół z pogardą
Kardamon i sen spowijają jego twarz
Pod jego stopami
Stos palet drewnianych piętrzy się
I więdną na słońcu trzy wielkie sterty obierek włoszczyzny
Banglijczyk sprzedający obieraczki do warzyw idzie na całość
A pewna kobieta chce zrobić zdjęcie pogardzanego Giordana Bruna
I klęka na obierkach żeby złapać kadr,
Chwyta zdjęcie nieba i cień pochmurnego mistrza
Kiedyś na kiermasz książek przychodził tu fizyk Enrico Fermi
Kochał wiedzę i naukę
Po książkach ani śladu
Jest za to bród, jarmarczny syf
I sterty obierzyn z warzyw, żeby pokazać jak ostre są obieraczki do marchwi
O, wielki filozofie, patrz, jak ostre są te plastikowe obieraczki,
Jak wieża pustych skrzynek dotyka twych czcigodnych szat
Na rogu pizzeria
Obrusy w czerwoną kratę
Pizza na wynos, sosy do wyboru
Obskurne małe auto dostawcze
I tylko okrągłe jak spodki parasole
Odgradzają Giordana Bruna
Od ostatecznego rozczarowania na dole
Filozof wisi na niebie
On jest u góry
Jeśli chcesz go zobaczyć, musisz spojrzeć w niebo
Ponad kapelusze grzybów
Spojrzeć w ostre rzymskie słońce
Przerazić się wiecznych idei wypisanych na pomniku
Bo na dole są tylko stragany z tym co zawsze
Na całym świecie sprzedają to samo gówno
Do pomnika z każdej strony przyklejeni ludzie
Okupują jedyne darmowe miejscówki
Konsumują, żują i trwają w radosnej tępocie
Chcesz w Rzymie usiąść? Nic prostszego
Znajdź fontannę czy pomnik, wdrap się, przycupnij, przylgnij do kamienia
I trwaj jak gołąb pasożyt razem z dniem, pogodą
Jedz i pij na pomniku, bądź na Campo de Fiori, łap chwilę!
Turyści siedzący na tobie przeglądają mapy, robią notatki
Planują wielką rzymską przygodę
Urocza blondynka pożera fast fooda
Nad jej przeżuwającą buzią wisi tablica z napisem
„Bruno – wiek, który przewidział, wzniósł ten pomnik, tu gdzie płonął stos”
Rodzina z dziećmi zrobiła postój na piciu
Tu, gdzie postawili butelkę coli płonął stos
Dwóch chłopców grzebie w papierowej torbie
A całkiem za pomnikiem w cieniu ktoś popala marihuanę
Zapach zioła miesza się z jedzeniem, kwiatami i gnijącymi obierkami
W kątach placu dwa wojskowe auta
Przy każdym pojeździe po dwóch żołnierzy
Z dużymi karabinami robiącymi wrażenie
Stoją i gapią się, dając ułudę bezpieczeństwa
Skostniały buntownik przygląda się z wysoka
Kardamon i sen spowijają jego twarz
Jeszcze chwila, a wzniesie się wiatr
Poderwie mój kaptur z kamienia
Lepiej już idź
Zanim ładna blondynka dokończy jeść fast fooda
A ćpun zgasi peta
Zanim turyści złożą oldschoolową mapę
Ustalając ostatecznie destynację podróży
Lepiej już idź, i zabierz stąd swoją dziewczynę
Zanim wyrzucą potłuszczony papierek
Zgniotą butelkę coli
A Banglijczyk wystruga najdłuższą tego dnia obierzynę
Swąd marihuany rozproszy się w powietrzu
Gdy na tablicach pomnika przebudzą się męczennicy
Wzniesie się wiatr
gniew zmyje z mej twarzy kardamon i sen
Jeszcze chwila a wzniesie się wiatr
Poderwie mój kaptur z kamienia
Lepiej, żebyś już poszedł i zabrał stąd swoją dziewczynę
To mogę ci gwarantować
Że gdzieś na świecie na innym Campo de Fiori
Bunt wznieci post filozofa
Campo de Fiori, 12.10.2021
Zdjęcie, które ilustruje wiersz zrobiłam tamtego dnia w Rzymie. Od tamtej chwili tekst chodził mi po głowie, odkładałam pisanie z myślą, że musi powstać idealny. Wiersz okazał się wyzwaniem, czułam, że forma jest zbyt kanciasta, brak rytmu. Czekałam na wenę i chciałam powtórzyć sukces „Dnia na placu Syntagma”.
Idealny moment na napisanie nie nadszedł, choć cały czas miałam na to nadzieję. Wersy nie chciały mi się ładnie zgrać i miałam wrażenie, że wciąż kluczę naokoło a nie mogę uchwycić myśli wprost. Zmagałam się ze słowami, które nie chciały popłynąć. Właściwie brakowało mi słów na nazwanie tego, co miałam w głowie. Bardzo dużo pracowałam nad tym tekstem, ciągle niezadowolona.
W końcu postanowiłam napisać taki jaki będzie, bez czekania na ostateczne natchnienie, bez tego całego perfekcjonizmu. I stało się. Nie jest tak wspaniały, jak to sobie wyobraziłam. Nie do końca przekazałam co i jak chciałam. Ale gdy go teraz czytam, to jestem zadowolona z roboty, która się wykonała w moim skromnym warsztacie. Jest dobry, może nie najlepszy, ale jest po prostu dobry. Oddaje charakter Campo de Fiori, tamtą chwilę, atmosferę jakiej doświadczyłam. Delikatne mrugnięcie w stronę Miłosza, żeby pokazać, że literatura jest kontynuacją.
Dobry wiersz wykonany teraz jest lepszy niż idealny wiersz wykonany dziesięć minut później.
0 komentarzy