Głupia jak Kobieta. Jane Austen w Domu
Kiedyś, dawno temu świat oszalał na punkcie filmu „Pamiętnik Bridget Jones”. Wszyscy już ten film widzieli, a ja ciągle nie i nie. W końcu, z dużym opóźnieniem obejrzałam i… poważnie się zastanowiłam.
Do dzisiaj, kiedy w telewizji trafiam na tę produkcję, mam mieszane uczucia. Z jednej strony, fajna komedia, a z drugiej dlaczego film, który wprost ośmiesza kobiety wytykając im głupotę, stał się aż takim hitem? Nie tak dawno przeglądałam recenzje książek dla kobiet i trafiłam na zadziwiająco dużo komentarzy w stylu: „Mam dość idiotek w komediach romantycznych”. Więc idiotki po latach panowania się przejadły?
Główna bohaterka zazwyczaj pozbawiona mózgu, ale na tyle cwana, żeby złapać na koniec męża i dobrze się ustawić życiowo irytowała nie tylko współczesne czytelniczki, na wojnę z krzywdzącym stereotypem poszła sama Jane Austen i to w najbardziej niesprzyjającym czasie, kiedy zachowawcze społeczeństwo angielskie od kobiety wręcz głupoty wymagało. Jakby na przekór czasom w których żyła Jane, napisana przez nią „Duma i Uprzedzenie” jest jednym wielkim naśmiewaniem się z głupich kobiet i złośliwym obnażaniem ich słabości.
Kiedyś lubiłam stare amerykańskie filmy z Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. I chociaż dobrze mi się je oglądało, zawsze czułam, że główna bohaterka nie jest do końca świadoma istnienia i odgrywa rolę głupiutkiej gąski. Wydawało mi się, że robi to niekoniecznie z braku rozumu, ale raczej dlatego, że taka jest konwencja i się wymaga od kobiety słodkiego, niemalże infantylnego zachowania.
Skąd się ta konwencja wzięła, czy wymyślili ją producenci filmowi na miarę Weinsteina, scenarzyści lubiący poużywać sobie na postaciach kobiecych, czy też jest to utrwalony i przekazywany od pokoleń stereotyp?
Kobiety zdecydowanie zbyt często lubią się poniżać w kwestiach intelektualnych. Po jednym z odcinków „1z10”, który wygrała młoda kobieta, gratulując pozostałym powiedziała o sobie na wizji: „głupi ma szczęście”, przepraszając tym samym pozostałych za to, że to ona wygrała. Być może chodziło o wrodzoną skromność, a może o wdrukowany schemat zachowania, przekazywany dziewczętom z pokolenia na pokolenie.
Jane Austen lubiła rozkładać osobowość na części i ukazywać motywy kierujące zachowaniem jej bohaterek. Wyprzedziła czasy psychoanalizy, uprawiając psychologię zanim jeszcze stałą się modną akademicką dziedziną. W jej powieściach znajdziemy młode podlotki ganiające za wojakami w wyglancowanych mundurach; wyrachowane panny łapiące bogatego męża, żeby pożyć wygodnie w dużym domu i trochę się poszarogęsić; romantyczne idealistki, które naczytały się romansów i z przejęciem wyczekują sercowych uniesień. Jednak główną bohaterką jest zawsze rozważna i zrównoważona pod względem emocjonalnym kobieta, która nie popełnia głupstw, ale z rozumem idzie przez świat.
Często się zastanawiałam, czy kobiety rzeczywiście są głupsze od mężczyzn, czy też historycznie ukształtowano je do głupoty, faworyzując jedne zachowania a ganiąc inne, na siłę wpychając w pewne role. Jane Austen, chociaż w niczym nie ustępowała swoim braciom, nie mogła iść na studia, a kiedy oni wyjeżdżali kształcić się i robić kariery, musiała pozostać razem z siostrą w domu, pod kuratelą ojca. Trochę śmieszne jest, że nie miała wstępu na Cambridge, a dzisiaj na pewno wykładają tam jakieś ciekawe zajęcia poświęcone jej twórczości. Ciekawe jakby zareagowała wiedząc, że jej osoba jest przedmiotem badań profesorów i jegomości uniwersyteckich, którzy jeszcze dwieście lat temu okazaliby święte oburzenie na wieść, że młoda panna mieszkająca na plebanii chce się kształcić.
Jane Austen z jednej strony miała szczęście, gdyż jej ojciec pastor prowadził stancję dla chłopców przygotowującą młodych mężczyzn do egzaminów wstępnych na wyższe uczelnie. Choć nie mogła uczestniczyć w zajęciach lekcyjnych, to możliwe, że ojciec odbywał z nią lekcje historii. Poza tym pastor miał upodobanie do powieści, czym prawdopodobnie zaraził córkę. Wspierał jej zamiłowanie do pisarstwa, a nawet kupił sepecik, żeby mogła samodzielnie pisać (taki organizer na biurko z twardą podstawą, szufladkami i miejscem na pióro i kałamarz). Wzmocnieniem dla Jane były też wieczorki, podczas których czytała rodzeństwu swoje powieści. Czuła się zobowiązana dostarczać rodzinie wciąż nowych treści, wiedziała, że to co napisze nie trafi do szuflady, ale będzie czytane na głos w rodzinnym gronie. Znała też inne kobiety pisarki, ale zdecydowanie jej skromna edukacja odbywała się w domu.
Z wielu filmów znamy tę scenę, kiedy panowie po skończonej kolacji idą do gabinetu na brandy i cygaro, oraz żeby porozmawiać o polityce, a co w tym czasie robią panie?
Matka mogła przekazać Jane wiedzę dotyczącą prowadzenia gospodarstwa, zarządzania służbą, zadysponowania obiadu, prowadzenia warzywnika za domem. Ale nie uczyła posiadania własnego zdania, krytycznego myślenia, wyrażania się o polityce, finansach i pracy. Autorka Lucy Worsley wciąż podkreśla, że w książkach Austen matki biologiczne często są śmieszne i nierozważne, a młoda kobieta znajduje wsparcie i rozsądek dopiero u innej kobiety, którą nazywa matką – mentorką, dzięki której lepiej zaczyna rozumieć świat i siebie.
Gdyby Jane mogła iść na studia i miała te same szanse zawodowe, co jej męskie rodzeństwo, prawdopodobne, że nawet lepiej radziłaby sobie z finansami niż jej bracia i potrafiła zapewnić matce i siostrze lepsze życie. Z pewnością nie dopuściłaby do biedy, dziadowania i ciągłych przeprowadzek, na jakie zostały skazane po śmierci ojca. Bracia, choć wychwalała ich w listach, skąpili matce i siostrom pieniędzy, lokując je w nędznym, ciasnym domu. A przecież dysponowali majątkiem, szczególnie jeden z nich był jak na owe czasy bardzo bogaty i mógł zadbać o większe wygody dla swoich kobiet.
Ale nawet gdyby Jane mogła się wykształcić i pójść do pracy zarobkowej, to przecież nie byłoby to możliwe. W tamtych czasach kobieta mogła zostać – jeśli nie mówimy o służbie, ale trochę lepszej karierze – szwaczką lub guwernantką. Szwaczki zarabiały bardzo mało, a guwernantka oznaczała, że jest się tylko trochę lepiej traktowaną prze właścicieli domu niż służąca. Istniała jeszcze posada modystki. Jednak, jak tropi autorka Worsley, była to ukryta nazwa dla prostytutki i kobiety ostrożnie podchodziły do podobnych ofert pracy. Trzeba również dodać, że w czasach Jane ludzie z wyższej klasy społecznej pogardzali pracą zarobkową, to jest drobnymi sklepikarzami, rzemieślnikami posiadającymi małe warsztaty i zakłady przy handlowych ulicach. Być może robili tak, gdyż widzieli w nich zagrożenie, że handlarze dorobią się i będą bogatsi od zaszczytnych lordów. Jeden z rozdziałów biografii pisarki mówi wprost o tym, jak rodzina Austenów wzbraniała się przed wynajęciem domu na pewnej ulicy zamieszkiwanej przez handlarzy, uważając tych ludzi za gorszych od siebie.
Oczywiście pozostawała jeszcze kariera powieściopisarki, a co ciekawe, pisanie było popularnym zajęciem dla kobiety z lepszego domu. Istniały kobiety, które na pisaniu zarabiały spore pieniądze i mogły się utrzymać samodzielnie, niektóre pisały anonimowo inne pod prawdziwym nazwiskiem. Ale dla większości ówczesnych pisarek, powieściopisarstwo było rodzajem hobby, które traktowały na równi z pisaniem listów do rodziny czy wyszywaniem.
Lucy Worsley, autorka ”Jane Austen w domu” jest znana z dokumentów historycznych produkowanych dla telewizji BBC. Ta energiczna prezenterka, pełna uśmiechu oraz entuzjazmu, wykazuje olbrzymią kompetencję w zakresie wiedzy o dawnej Anglii, a w szczególności o brytyjskich domach. Również jej książka jest kompetentna i rzeczowa, ukazuje wiedzę o Jane Austen z nowoczesnej perspektywy. Worsley wnikliwie analizuje i równie mocno tępi stare, utarte schematy, jakimi zwykło się odnosić do literatury Jane Austen, jak i ostro reaguje na przejawy przekłamań utrwalanych przez rodzinę Austenów po śmierci znanej pisarki.
Walczy z przekłamaniami, zadaje intrygujące pytania i w końcu dociera do prawdy o tym, jak wyglądało życie Jane Austen.
Szczególnie koniec życia autorki „Dumy i Uprzedzenia” wydawał się strasznie przygnębiający. Kiedy się poważnie rozchorowała, bracia wywieźli ją do Manchesteru i wynajęli mieszkanie blisko tamtejszego szpitala. Lekarz przychodził do Jane na prywatne konsultacje ale niewiele mógł pomóc. Umarła w cierpieniu, w obcym mieszkaniu, daleko od domu. I nie wiadomo, czy z powodu choroby, czy raczej z zatrucia arszenikiem dodawanym do popularnego leczniczego toniku.
Dlaczego nie zapewniono jej lepszej opieki, na przykład nie zawieziono do szpitala w Londynie, gdzie miałaby może większe szanse na wyleczenie? Los starych panien nie należał do szczęśliwych i obchodził niewielu.
Stare panny traktowano w rodzinie jak tanią siłę roboczą, pielęgniarki i służące. Siostra Jane Cassandra, co rusz wyjeżdżała, żeby pielęgnować chorego krewniaka czy zajmować się dziećmi licznych braci. Kobiety niezamężne, bez majątku, pomieszkiwały kątem to u jednej rodziny, to u drugiej, poświęcając całe życie, żeby pełnić rolę ubogiej lecz uczynnej cioci, niańczącej bratanków i siostrzenice, przerabiającej wciąż tę samą suknię, żeby nikt nie zauważył braków w garderobie.
Z książki Worsley wyłania się naprawdę okropny obraz tradycyjnej rodziny ziemiańskiej z okresu georgiańskiego, z którą nikt normalny nie chciałby mieć nic wspólnego. Pod idylliczną fasadą rozmodlonej sielankowej plebanii, toczą się walki o spadek, podważanie testamentu, brak serca i współczucia nawet wobec najbliższych. Być może to właśnie trudne czasy wymagały zastosowania tak bezwzględnych środków.
Mogłoby się wydawać, że mężatki zaznają większego dostatku, zadowolenia i będą szanowane, jednak to tylko pozory. Często dobrze sytuowani, lecz nawiedzeni mężowie, chciwi właściciele opactw i dworków, z ogromnym parciem na dziedziców oraz spadki albo opętani kaznodziejstwem, zmuszali je do wielokrotnego macierzyństwa. Bratowa Jane zmarła w trakcie 11. porodu, a nie była to jedna kobieta z jej otoczenia, która w ten sposób odeszła. Doszło do tego, że kobiety życzyły sobie dożycia do 40. lat. Młoda panna wychodziła za mąż i była jednocześnie przerażona, gdyż mogły to być ostatnie chwile jej życia. Kobiety zamknięte w czterech ścianach, bez konkretnego zajęcia, po wielokrotnych porodach, często miewały depresję i stany zobojętnienia, kurowały się zażywając laudanum, to jest 10 % roztwór opium z kodeiną i morfiną, innymi słowy – narkotyzowały się.
Warto o tym pamiętać, szczególnie kiedy filmy, które oglądamy, mamią nas kolorowymi sukniami z epoki i obietnicami pięknego romansu zakończonego wymarzonym zamążpójściem.
Kwestia zamążpójścia jest głównym tematem powieści Austen. Jej rozważne bohaterki zawsze odrzucają mężczyzn niestabilnych, z niepewną przeszłością, oszustów, bawidamków, skłonnych do hazardu, w skrócie odrzucają szybki romans z przystojniakiem, a oddają rękę dopiero mężczyźnie pewnemu, bratniej duszy, przyjacielowi. Jane Austen dużo wagi przykładała do tego, żeby uczyć młode kobiety, jak mają wybierać męża. Otóż należy wybierać rozsądnie, nie dać się zwieść fantazji i emocjom, ani tym bardziej presji społecznej. W jej powieściach kiełkuje to, co i dzisiaj uważamy za bardzo ważne, czyli małżeństwo oparte na związku partnerskim, tej szczególnej relacji dwojga ludzi dbających o siebie, szanujących się i kochających, pozostających równymi względem siebie. Mówiąc wprost, Jane Austen uczy, jak skupić się na budowaniu trwałej relacji życiowej z wartościowym mężczyzną.
Lucy Worsley zwraca uwagę, że w produkcjach telewizyjnych najbardziej eksploruje się wątek romantyczny powieści Jane. Największa popularność Austen przypada na XX wiek, razem z pojawieniem się najlepszych ekranizacji jej powieści, a ja ośmieliłabym się dodać, że lata 90. XX wieku stanowiły odrodzenie i powstanie na nowo „Dumy i Uprzedzenia”, czy „Rozważnej i Romantycznej”. Młode kobiety szukają wątków romantycznych w filmach z epoki i dostają to, czego oczekują.
Ale romantyzm to jedynie fasada, zasłona. W tym kontekście widzimy, jak niewłaściwa i krzywdząca jest ekranizacja biografii Jane Austen „Becoming Jane”, uwydatniająca romans i spychająca inne treści na drugi plan. Nawet polski tłumacz zdecydował, że zmieni tytuł filmu na „Zakochana Jane”, widocznie uznając, że kobietom podobają się tylko miłostki i zaręczyny. Z książki Worsley dowiadujemy się jednak, że żadnego romansu z Tomem Lefroyem nigdy nie było. A co do pisania, to Jane nie pisała na widoku, jak pokazuje film. Kryła się z pisaniem, robiła to dyskretnie, prawdopodobnie naprzemiennie z robótkami ręcznymi i pisaniem listów, także jej bliskim umykała ta czynność. Film „Zakochana Jane” jest w większości fantazją scenarzysty, powiela utarte stereotypy, jakieoczekują oglądać w kinie kobiety.
Kobietom odmawiano uczestniczenia w świecie na tych samych zasadach co mężczyznom, ale kiedy wyrastały na niepełnosprawne życiowo i niezdolne do samodzielności, to nie opiekowano się nimi należycie, bezwzględnie odcinając od pieniędzy. Rodzina Austenów jest obecnie postrzegana jako chciwa i wyzyskująca, ale pod tym względem wcale nie była wyjątkowa. Po śmierci Jane, wmawiali obłudnie innym, że ich ciocia żyła skromnie i cnotliwie, nie potrzebowała pieniędzy, ponieważ nie miała żadnych wydatków. Chore georgiańskie czasy odmawiały prawa do przyjemności i rozwoju, przymuszając do skromnego życia pełnego wyrzeczeń. Jednocześnie większość ludzi doskonale wiedziała, że kazania i pouczenia pastorów dla panien, tak chętnie drukowane przez wydawnictwa, to straszliwe nudy niewarte uwagi. Ale mimo wszystko fasadę i teatralność zachowania stawiano wyżej, niż naturalne potrzeby człowieka do rozwoju i nauki.
Autorka w cudowny sposób punktuje rodzinę Austenów, dociera do źródeł, w których pokazuje, jak Jane bardzo chciała zarabiać na pisaniu i stać się samodzielna finansowo. Marzyła, żeby kupować sobie i ukochanej siostrze różne rzeczy i przestać w końcu oszczędzać. Chciała po prostu rozwinąć skrzydła i poczuć się wolna. Ale podobnie jak innych kobiet z epoki, tak i jej żebra były zniekształcone od noszenia gorsetu.
Kobieta zablokowana życiowo, pozbawiona prawa do edukacji, prawa do dziedziczenia majątku, a nawet prawa do pójścia na pogrzeb własnej siostry, gdyż tylko mężczyźni mogli uczestniczyć w pochówku. Skazana na życie w czterech ścianach, oszczędzanie każdego grosza, proszenie się braci i ojca, słowem: dziadowanie. Tak bardzo lubimy romanse na podstawie prozy Jane Austen, pełne kolorowych sukien, ale pod teatralnością zachowań ludzi z epoki georgiańskiej, czy też późniejszej regencji, kryje się straszliwa prawda o losie kobiet pozbawionych elementarnego prawa do samostanowienia.
Na koniec ciekawą kwestią pozostaje zamążpójście Jane i Cassandry. Dlaczego obie siostry nigdy nie wyszły za mąż i do końca życia spały w jednym łóżku? No cóż, autorka snuje różne przypuszczenia, a ja także posiadam własne, otóż według mnie nie wyszły za mąż, ponieważ nie musiały tego robić. Ich ojciec był może nieco pobłażliwy, nie wymuszał ślubu na córkach, zapewniając im póki żył, niezbędne wygody. Gdyby znalazł odpowiednich kawalerów i kategorycznie zażądał zamążpójścia, zapewne poddałyby się obie jego woli i zrobiły, jak sobie życzy. Ale wydaje się, że ojciec Jane i Cassandry nie miał głowy do robienia interesów. Świadczą o tym choćby niezrozumiałe decyzje o przenosinach do Bath w późniejszym okresie życia.
Innym powodem może być chęć pozostawienia rezolutnej Jane przy sobie, jako pielęgniarki i osoby do towarzystwa na stare lata, której nie chciał się pozbywać. Może to również świadome działanie, otóż jej starsi bracia posiadali rodziny i liczne potomstwo. Gdyby Jane i Cassandra założyły własne i miały synów, to synowie stanowiliby konkurencję dla braci w kwestiach dziedziczenia. A skoro bracia zapewnili już rodzicom wielu potomków, to dziewczęta nie musiały podejmować się tej roli, tym samym uniknęły ewentualnej śmierci związanej z porodem. Układ ten wydawał się całkiem rozsądny, córki pozostaną w domu i będą pełniły rolę opiekunek dla całej rodziny Austenów.
Współczesne ekranizacje i lukrowane okładki książek Austen, jakie widuję w księgarniach, są takie same jak czasy georgiańskie w Anglii. Posiadają piękną, nęcącą okładkę, wychwalają skromność i cnoty niewieście, wypełniając pokój chichoczącymi panienkami wyczekującymi balu, kawalerów i tańców. Ale pod fasadą zachwycających opactw, dopracowanych zwyczajów i szanowanych, zamożnych rodzin z wyższych sfer, kryje się mroczna otchłań. Jane Austen siedziała w kącie i nie zwracano na nią uwagi, tak samo jak nie zwracano uwagi, kiedy oddawała się pisaniu. Ale dzięki temu, że pozostawała w cieniu, mogła niezauważona podnieść głowę znad robótki i przejrzeć poczynania salonowego towarzystwa. Przejrzała na wylot społeczeństwo, w którym żyła, nie oszczędzając ironii. A my doskonale bawimy się dzisiaj czytając kipiące od trafnych spostrzeżeń książki.
0 komentarzy