Rozważania o Poklatkowej Rewolucji Petera Wattsa

Opublikowane przez Barbara w dniu

Co ma wspólnego Ulisses Jamesa Joyce’a z Poklatkową Rewolucją? Nic, poza pewnym spostrzeżeniem dotyczącym czasu. W Ulissesie mamy jeden dzień rozciągnięty na tysiącu stron powieści, a u Wattsa są miliony lat skondensowane na niewiele ponad stu stronach. W Poklatkowej Rewolucji czas wydarzeń jest tak gęsto upakowany, że widzimy go w formie klatek, krótkich fragmentów, które szybko się czyta. Ale długo o nich myśli. Żeby w pełni zasmakować w kolejnych rozdziałach trzeba dać sobie czas na refleksję. A nasze rozważania nie są błahe, gdyż obejmują zasięgiem aż 66 milionów lat trwających od opuszczenia Ziemi przez pewien statek kosmiczny, który udaje się w daleką podróż.

Te 66 milionów lat nie są wcale przypadkowe. Gdyby cofnąć się w przeszłość to właśnie tak dawno temu wyginęły dinozaury, gdy w naszą planetę z niszczącą siłą uderzyła asteroida. Autor zastosował ten sprytny zabieg, żeby czytelnik mógł choć trochę wyobrazić sobie ogrom czasu: sześćdziesiąt milionów lat wstecz – koniec ery dinozaurów, sześćdziesiąt milionów lat w przyszłość – zaawansowany statek przemierza kosmos, budując tajemnicze bramki, służące za sieć tuneli czasoprzestrzennych.

Statek nazywa się Eriophora, a nie rozpadł się przez tak długi okres tylko dlatego, że został zbudowany z kamienia – skały bazaltowej, z tego samego materiału co asteroida, która uderzyła w przeszłości w Ziemię.

Bohaterowie tej krótkiej książki odczuwają upływ czasu niestandardowo. Na przemian są hibernowani i budzeni. Po czym znowu zamrażani i rozmrażani. I tak przez miliony lat podróży przez kosmos. Budzą się i zasypiają. Odzyskują pełną świadomość i kontrolę nad sobą tylko na kilka dni, po czym udają się do krypt na spoczynek trwający tysiące lat. Ich poczucie czasu jest przez to bardzo zaburzone a ciągłość życia poszarpana. Każdy z nich pamięta inne wydarzenie, inne klatki, pomiędzy którymi są luki.

Gdy już się budzą, to sprawdzają w logach, co się działo podczas gdy spali. Czas upływa, wszechświat się zmienia, a oni dzięki hibernacji mają okazję rozciągnąć swoje człowiecze życie na bardzo długie jednostki i dzięki temu doświadczyć czegoś, co wychodzi poza ludzkie poznanie i sięga trudnych do wyobrażenia sobie zdarzeń.

Na tym polega piękno Poklatkowej Rewolucji.

Wymiar filozoficzny twórczości Petera Wattsa

Wydaje się, że Peter Watts nie powołuje się na żadną konkretną szkołę filozoficzną, a czerpie jedynie ze swej filozofii pesymizmu.

Mimo to, w jego książkach aż kipi od głębokich, intelektualnych rozważań. Nieraz mnie to mocno uderza, że dobra fantastyka naukowa jest nawet bardziej filozoficzna od powiedzmy podręcznika do filozofii i posiada wyjątkową przestrzeń do rozmyślań, której próżno szukać gdzie indziej.

Kipiący tygiel gęsty od filozoficznych dygresji, zahaczających o wątki epistemologiczne, dotyczące granic ludzkiego poznania czy kognitywne, rozważające rozwój i ewolucję umysłu. Fundamentalne pytania o umysł, świadomość, inteligencję, procesy uczenia się, język i ewolucję to jedne z częściej przewijających się problemów i również najbardziej godne uwagi.

Ale nie możemy pominąć też pojawiających się wątków humanistycznych. Jak zachować człowieczeństwo miliony lat po Ziemi i czy ma to jakikolwiek sens?  Czym jest życie? Kim jesteśmy jako gatunek ludzki, dokąd zaprowadzi nas ewolucja? Co to znaczy być człowiekiem? Do czego potrzebna jest wolność jednostki? Co ma przewagę: sztuczna inteligencja czy ludzka kreatywność? Czy jest możliwe, żeby zacząć od nowa gdzieś tam w przestrzeni kosmicznej? A jeśli nawet ludzie przystosują się do życia bez skafandrów, to czy nadal pozostaną ludźmi, czy będą to już zupełnie inne organizmy.

Poklatkowa Rewolucja jest kolejną piękną książką autora, z mnóstwem filozoficznych inspiracji i z dużym emocjonalnym ładunkiem. Aż miałabym ochotę przeczytać ją ponownie, gdyż mam wrażenie, że za pierwszym razem nie wychwyciłam wszystkiego.

Wymiar osobisty

Nieraz, gdy czytałam Poklatkową Rewolucję jak i inne utwory Petera Wattsa, to nie mogłam powstrzymać się, żeby nie porównać jego pisania do stylu Samuela Becketta. Choć pomiędzy nimi jest ogromna przepaść, gdyż Beckett był irlandzkim dramaturgiem piszącym utwory na scenę i nie miał nic wspólnego z science fiction, to jednak intuicja podpowiada mi pewne podobieństwa.

Po pierwsze sposób pisania dialogów. U Becketta mówiło się o szczątkowych dialogach, bardzo oszczędnych formach opartych na krótkich surowych zdaniach pozbawionych ozdobników. U Wattsa nie objawia się to w aż tak zaostrzonej formie, ale i jego sposób pisania bardzo skraca dystans pomiędzy bohaterami a czytelnikiem.

Nie potrafię do końca wyjaśnić, na czym to polega, ale ten charakterystyczny styl sprawia, że treść przybiera osobistą formę i staje się bardzo bliska czytelnikowi na poziomie emocjonalnym. To co pragnie przekazać autor rozumiemy bezwarunkowo, nawet jeśli nie potrafimy o tym mówić ani tego opisać. Po prostu wiemy o co mu chodzi.

Beckett trafia do młodych ludzi bezpośrednio. Czekając na Godota znalazłam w bibliotece, jeszcze w podstawówce. Wówczas nie rozumiałam do końca z czym mam do czynienia, lecz z jakiegoś powodu utwór zrobił na mnie piorunujące wrażenie.

Podobną sytuację opisuje Antoni Libera w swojej książce. Po raz pierwszy spotkał się z Czekając na Godota gdy był małym chłopcem i rodzicie zabrali go na tę sztukę do teatru. I chociaż był za mały, żeby cokolwiek zrozumieć, to jednak spektakl oczarował go natychmiast, do tego stopnia, że w dorosłym życiu został polskim tłumaczem Becketta.

Wydaje  mi się, że Watts posiada ten sam talent skracania dystansu, omijania dłużyzn i docierania od razu do sedna. Chociaż nie da się zapamiętać dziwacznych imion bohaterów (Beckett tworzył czteroliterowe imiona według własnego schematu, a Watts nie wiem czym się kieruje), to w jednej sekundzie stają nam się tak niebywale bliscy, że na pierwotnym poziomie doskonale rozumiemy ich lęki.

Czytanie Poklatkowej Rewolucji powoduje egzystencjalny niepokój. I może właśnie to jest właściwe słowo, którego mi brakowało. Zarówno literatura Samuela Becektta jak i Petera Wattsa budzi egzystencjalny niepokój.

Po drugie pesymizm. Pewna anegdotka mówi, że Beckettowi nie chciano przyznać Nobla z literatury, gdyż uważano, że jego utwory są za bardzo pesymistyczne. Ostatecznie otrzymał Nobla w 1969 roku i prawdopodobnie tylko dlatego, że zmarł Witold Gombrowicz, główny kandydat do nagrody.

Peter Watts z pesymizmu uczynił swój znak rozpoznawczy i być może to właśnie zbliża obu autorów. Ich osobisty styl pisania wyrażony obawami egzystencjalnymi.

Wymiar naukowy

Peter Watts operuje specjalistyczną wiedzą i hojnie okrasza nią swoje powieści. Poklatkowa Rewolucja jak i inne książki autora są przykładem fantastyki naukowej w najlepszym wydaniu. Watts posiada bardzo dobre kompetencje naukowca i precyzyjnie wykorzystuje posiadaną wiedzę, żeby zdeklasyfikować innych pisarzy tego gatunku. Kilka razy zdarzyło mi się szukać czegoś podobnego do czytania, ale z marnym skutkiem. Jego książki zdają się być nie do podrobienia.

Najbardziej robi na mnie wrażenie sposób, w jaki pisze o biologii. Doskonale operuje terminami biologicznymi i fajnie wplata je w tekst. Powiedzmy sobie szczerze, że jest to bardzo trudne. Nie znam innego pisarza, który posiadałby podobne umiejętności. Zazwyczaj pisarze sf lubują się w fizyce, matematyce, informatyce, ale tak dogłębna znajomość biologii, genetyki, biologii ewolucyjnej to rzadkość. Wyłapywanie podczas czytania takich fachowych terminów jest szczególnie przyjemne. Lubię potem sobie odszukiwać i przypominać ich znaczenie. Na przykład w jego serii książek o Ryfterach, jest urządzenie nazywane cyklerem, służące do pożywiania się. I wpadłam na pomysł, że nazwa wynalazku pochodzi od wyrażenia „cykl Calvina”, fazy fotosyntezy odpowiedzialnej za wytwarzanie cukru, czyli pożywienia.

Nie chodzi tylko o używany język techniczny, ale również o przedstawienie sposobu funkcjonowania różnych praw i teorii naukowych. Trzeba je tylko umieć w książce odnaleźć i docenić, jak dogłębnym zrozumieniem nauki dysponuje Autor.

W Poklatkowej Rewolucji autor skupił się na kosmologii i możemy doświadczyć jego niebanalnego sposobu myślenia o wszechświecie. Marzeniem jednego z bohaterów jest zobaczyć niebieskiego karła i obserwować piękno kończącego się wszechświata. Spotkamy się z terminami kosmologicznymi takimi jak: czarne dziury, tarcza słońca, galaktyka, karły, mgławice, supernowe i wiele innych.

Z drugiej strony mamy tematykę szczególnie pociągającą, a  związaną z umysłem, myśleniem i inteligencją. Wszystkie najważniejsze problemy współczesnej filozofii i kognitywistyki splatają się w jedną poruszającą historię.

Wymiar intelektualny

Odnoszę wrażenie, że wymiar intelektualny prozy Wattsa będzie rósł w przyszłości. Filozoficzne implikacje, kognitywne nastawienie i specjalistyczna wiedza biologiczna w zestawieniu z dużą wyobraźnią sprawiają, że pisarz stał się wykwalifikowanym autorytetem w swojej dziedzinie.

Do tego w jego twórczości obserwujemy nastawienie na nowoczesne neuronauki, które teraz bardzo mocno się rozwijają, i wiąże się z nimi ogromne nadzieje. Nauki o umyśle są prawdziwą interdyscyplinarną bombą, gdyż łączą ze sobą medycynę, psychologię i filozofię, tworząc holistyczną wizję umysłu.

Z kolei pytania o czas i człowieczeństwo są zawsze uniwersalne i sprawiają, że proza Wattsa nie straci na aktualności. Jeżeli dodać do tego egzystencjalny charakter, dzięki któremu literatura nabiera osobistej i intymnej głębi, to otrzymujemy receptę na intelektualną ucztę.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder