Przegląd Książek Popularnonaukowych Wydawnictwa Copernicus Center Press

Opublikowane przez Barbara w dniu

Z książkami wydawnictwa Copernicus (nie mylić z Copernicusem wydającym Warhammera :)) zaznajomiłam się ze względu na ich ciekawą ofertę biografii. I choć dziwnie może to brzmieć, ale kolekcjonuję fizyków kwantowych. Także na ostatnich targach książki, które odbyły się jeszcze przed apokalipsą, wypakowałam po brzegi dużą siatkę ich książkami. Jak zwykle, nie mogłam się powstrzymać i kupiłam więcej niż mogłam przeczytać. Kiedy dotarłam do domu, już wiedziałam, że nie będzie łatwo uporać się ze wszystkimi. Ale nie miałam nawet pojęcia jak bardzo, do tego stopnia, że aż dla własnego dobra muszę ogłosić detoks od popularnonaukowych książek – na jakiś bliżej nieokreślony czas.

Robert Trivers: Dzikie Życie, a raczej Wyznania Jamajczyka

Ostatnio odnoszę wrażenie, że biologia ewolucyjna i antropologia, to spoko dziedziny do trzaskania doktoratów. Autor tej książki najwyraźniej też tak pomyślał, kiedy sprzedawał czytelnikom patent na podkręcenie danych naukowych w przeprowadzanych badaniach terenowych. Jednak najwyraźniej nawet nie podejrzewał, do czego zdolna jest nasza polska kadra (Doktorat Copy Paste). Mógłby się od nas tylko uczyć.

Amerykański badacz i biolog ewolucyjny o niepokornym usposobieniu, w iście szpanerskim stylu (co mi się akurat szalenie podoba!), chwali się własnym gabinetem na Harvardzie, trudzi przy łapaniu jaszczurek, przy okazji przedstawiając własne poglądy na życie. Czytając jego przygody na Jamajce można się uśmiać, ale na pewno nie zanudzić. Na uwagę zasługuje fakt, że pisze o polityce Black Live Matters, jeszcze przed powstaniem tego ruchu, czyżby pionier?

Ale niektóre jego manifestacje polityczne mógł sobie darować, szczególnie tę głupkowatą o Czarnych Panterach, Bushu czy inne o policji. Koktajl z nauki i współczesnej amerykańskiej polityki nie jest niestety lekkostrawny. Trzeba jednak przyznać, że wpisuje się w szerszy konspekt fabuły, ukazując ogólny stan mentalny pracowników naukowych o lewicowych poglądach, z amerykańskich wyższych uczelni.

Najciekawsze fragmenty skupiają się na opisie życia na Jamajce i noszą znamiona ciekawego reportażu, niektóre przygody ocierają się o brawurę i zakrawają na sensację. Dowiedziałam się na przykład, że jeżeli nie chcę dostać po gębie albo zostać okradziona i zamordowana, to lepiej się na Jamajkę nie wybierać, gdyż jest to miejsce tylko dla prawdziwych twardzieli.

Graham Farmelo: Przedziwny Człowiek. Sekretne Życie Paula Diraca

Kolekcjonuję fizyków kwantowych i dlatego nie potrafię jednoznacznie ocenić tej pozycji. Mi się po prostu bardzo podobała i tyle, dodałam ją do swojej skromnej kolekcji. Biografia wciąga nas w meandry funkcjonowania pokaźnej instytucji, jaką jest Cambridge. Naprawdę fajnie się czyta o wewnętrznych sporach i całej społeczności studenckiej. Dowiadujemy się różnych ciekawostek, jak wyglądało studiowanie i kariera naukowa na Cambridge. Na przykład, każdy student posiadał służącą do ścielenia łóżka oraz chłopca na posyłki, i jadał posiłki z kadrą nauczycielską.

Dużo miejsca poświęcono na fragmenty o powstającej na uczelni siatce, mającej rozkręcić myśl socjalistyczną. Czasem aż trudno uwierzyć, jak sprytnie i pod przykrywką na tej przepełnionej tradycją uczelni, instalowano agentów, aby stworzyć siatkę socjalistów, werbować nowych ochotników i siać propagandę. Nie mieści się w głowie, jak łatwo ci wszyscy światli ludzie się na to nabierali i dawali sobą manipulować. Czy ich godne i wysokiej jakości umysły nie wyczuły oszustwa? Niestety, socjalizm był modną ciekawostką i szybko się rozprzestrzeniał w kręgach intelektualnych.

Śledzimy po kolei ścieżkę kariery Diraca, od jego narodzin aż do emigracji i późniejszych lat życia na Florydzie. Ale biografia skupia się nie tylko na jego osobie. Otrzymujemy bardzo ładny przekrój środowiska znanych fizyków, dowiadujemy się m.in, że Schrodinger był niezłym playboyem, mamy również dużo opisów Heisenberga, a wszystko ładnie spaja osoba Nielsa Bohra, nauczyciela i mentora całego pokolenia naukowców. To grube tomiszcze ukazuje również życie ciekawego rosyjskiego fizyka, Piotra Kapicy, przyjaciela Diraca. Ich losy łączą się i dzielą, aż do momentu, kiedy Kapicy uniemożliwiono wyjazdu z Rosji i zmuszono do pracy na rzecz Stalina.

Bardzo dokładnie śledzimy losy najbardziej znanego i renomowanego laboratorium Cavendisha, będącego częścią Cambridge. Laboratorium Cavendisha przez dziesięciolecia stanowiło przyczółek do zrobienia wielkiej kariery naukowej i wielu młodych badaczy starało się w nim pracować. Badania prowadzili tam przyszli nobliści, tacy jak Crick i Watson, odkrywcy struktury podwójnej helisy oraz inni.

Szkoda, że nie zapisałam wrażeń od razu po przeczytaniu tej książki. A że było to już trochę czasu temu, nieco rzeczy mi niestety umknęło. Pamiętam za to ciekawą scenkę z końca książki, kiedy starszy już Dirac z bezpiecznej odległości przygląda się protestom studentów i hipisów na wyższej uczelni w Miami. Po przyjeździe do Ameryki, odwiedził Princeton, pracował na tym samym piętrze co Einstein i mieli gabinety niedaleko siebie. Niestety, wydaje się, że raczej nie zapałali do siebie głębszym uczuciem. Przeprowadzili ze sobą kilka sztywnych rozmów.

Nie sposób również nie wspomnieć o ciekawym spotkaniu z młodym Feynmanem, chyba w trakcie konferencji. Ten znany z poczucia humoru amerykański fizyk na swój sposób próbował rozruszać Diraca.

W biografii Diraca przeczytamy również o trudnym czasie II wojny światowej i emigracji (a raczej ucieczce), na jaką musieli się zdobyć naukowcy pochodzenia żydowskiego. Traumatyczna historia siostry Diraca, która poślubiła Żyda. Małżeństwo przeszło przez piekło wojny i obozy.

Mamy również dosyć tajemniczy epizod próby zwerbowania Dirca do pracy nad bronią nuklearną. Wykonywał dla Amerykanów kilka obliczeń w tej sprawie.

Nie wiem za to, czy do gustu przypadła mi teza autora, że Dirac chorował na autyzm. Miało o tym świadczyć jego zachowanie i to, że poślubił cudzoziemkę. Przecież równie dobrze na jego przedziwne zachowanie mógł wpływać fakt, że był typowym Anglikiem, człowiekiem może lekko aroganckim i skrycie pogardzającym innymi. Albo, że po prostu dużo myślał i przez to sprawiał wrażenie wyobcowanego. Biorąc pod uwagę całość jego osobowości, nawet miałoby to sens.

Stara prawda mówi, że jak ci ścielą łóżko, piorą brudną bieliznę, jadasz obiady z kadrą profesorską i objąłeś katedrę po Newtonie, (tak, sam wielki Newton na niej wykładał, a nazywała się katedrą Lucasa), a potem jeszcze sypnąłeś równaniem elektronu i dali ci Nobla, to w pewnym momencie zaczynasz wierzyć, że jesteś naprawdę wielki, a reszta jest ciebie niegodna. I słusznie.

Na koniec warto wspomnieć o ciekawych fragmentach dotyczących słynnych spacerów Dirca. W niedzielę często robił sobie przerwę, wychodził na przechadzkę i szedł gdzie go nogi poniosą. Później kupił sobie samochód i wybierał się na przejażdżki, a że w tamtych latach samochody stanowiły nowość, nie wymagano jeszcze prawa jazdy. Jeden naprawdę zabawny epizod mówi, jak pokłócił się o parkowanie z władzami uczelni. Ale o tym już przeczytacie sami.

Albert Einstein: Jak Wyobrażam Sobie Świat

Miało być o rozważaniach, lecz teksty zaprezentowane w tym zbiorze są bardzo oficjalne. Przypominają oświadczenia, które mogłyby napisać sekretarki z Biura Prasowego Einsteina. I już widzę tę scenę: „Pani Halinko, wystąpienie mam na jutro, napisze coś pani na zbliżającą się konferencję? A jakże, panie profesorze, a jakże, napiszę. Halo? Tu biuro prasowe, przygotowujemy oświadczenia dla prasy i treści wystąpień”.

Mało osobistych i głębokich przemyśleń. Odnoszę wrażenie, że Einstein zaprezentował charakterystyczne dla jego stulecia poglądy na tematy społeczne i polityczne, modne w owym czasie na salonach wśród ludzi wykształconych. Zdanie na każdy temat nawet w kwestiach, na których niekoniecznie się znał. Jego poglądy na temat socjalizmu, czy gospodarki są głupie i dziecinne. Aż strach się bać, z jaką gracją najwięksi intelektualiści minionego wieku łykali socjalistyczny kit. Modne kiedyś poglądy obecnie przypominają wielkiego suchara.

Był naprawdę sławną w świecie postacią, fizykiem celebrytą. To powodowało niezliczone ilość zaproszeń i przymus przygotowania przemówień na różne okazje, dla słuchaczy z różnych środowisk. Ale, czy te przemówienia oddają charakter osobowości i jego autentyczne przemyślenia? Po przeczytaniu tej książki wciąż nie wiem, jakim był człowiekiem, ani co tak naprawdę myślał.

Nadal szukam Einsteina na miarę Einsteina, czyli geniusza wszech czasów. A dostaję tylko kilka zgrabnych cytatów, z których jest znany ten wybitny fizyk. Owszem, trafnych i inteligentnych, gdyż posiadał talent do tworzenia aforyzmów, ale to tylko zabawne cytaty i odnoszę wrażenie, że jego postać wciąż się za nimi skrywa. Być może głębia jego filozofii kryje się w formalizmach STW i OTW, języku matematyki i fizyki, którego mój skromniutki umysł nie przeniknie. Ale mimo wszystko wciąż szukam swojego Einsteina, takiego głęboko filozoficznego. Mówił dużo o wyobraźni, posiadał ją przy tworzeniu fizyki i to zawsze mi się w nim podobało, ale jeżeli chodzi o własne przemyślenia, to gdzieś mu ta wyobraźnia się omsknęła. Może nie wypada, ale chciałoby się powiedzieć, stać Pana przecież na więcej. A to dla pana.

Peter Godfrey-Smith : Inne Umysły. Ośmiornice i Prapoczątki Świadomości

Ostatnio szukałam czegoś w szafce i zauważyłam, że leży tam książka, którą przeczytałam może z pół roku temu. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, że zupełnie zapomniałam o jej istnieniu, nie pamiętałam nawet treści jednego rozdziału, tak szybko uleciała mi z głowy! Bez ponownego przekartkowania nie potrafiłam niczego sobie przypomnieć z treści. Być może i z pamięcią nie najlepiej, jednak co to za książka, która nie pozostawiła żadnego śladu w głowie? A była ponoć o świadomości i umysłach!

Myślę sobie, że z mitów o Cthulhu Lovecrafta dowiemy się więcej o ośmiornicach, aniżeli z tej książki.

Lekturę polecił mi dobry znajomy, posiadający sporą wiedzę o książkach, ale który tak naprawdę jej nie przeczytał. Jednak stwierdził, że skoro została napisana przez filozofa, to będzie prezentowała ciekawą perspektywę i mi się spodoba. Teraz już wiem, że nie należy przyjmować zachęt od ludzi udających, że coś przeczytali.

Jednak, żeby tak surowo nie oceniać, gdyż jedną rzecz zapamiętałam z Innych Umysłów. Mianowicie to, że ośmiornice zmieniają kolor w zależności od nastroju, łatwo nawiązują komunikację i strzykają złośliwie wodą w ostro świecące żarówki w laboratorium, a na dnie oceanu zrobiły sobie posłanie z muszli gromadzonych od pokoleń. Prastare posłanie jest ich domem, a one są piekielnie inteligentne i stoją na straży wielkiej tajemnicy przedwiecznego Cthulhu.

Robin Dunbar: Człowiek. Biografia

Na początku tej opowieści jest coś bardzo plastycznego i obrazowego, sprawiającego, że chętnie się po nią sięga, a temat szybko wciąga. I ten nakreślony w głowie pejzaż bardzo nawiązuje do Conrada. Otóż pozwala przypuszczać, że wszelkie kreatury od początku świata biorą swój początek z jądra ciemności, usytuowanego gdzieś w środkowo- wschodniej Afryce. Z tego samego jądra wylazł i homo sapiens, opuścił Afrykę, 40 tys. lat temu dotarł do Europy, gdzie starł epicką walkę z neandertalczykiem (mało prawdopodobne, ale ładnie brzmi), a później uczynił sobie ziemię poddaną, czego efekty widzimy dzisiaj. Także, jeżeli ktoś chce wrócić do korzeni, to powinien kupić sobie bilet nie na rodzinną wioskę, ale właśnie do Afryki, prastarej dżungli matki, strażniczki ewolucji, skąd wszyscy pochodzimy.

Ta książka nie skupia się na tradycyjnym podejściu do historii ewolucji człowieka, jak pisze sam autor, nie zajmuje się „kośćmi i kamieniami”, ale czymś bardziej złożonym, czyli przemianami społecznymi i umysłowymi. A że trudno tak naprawdę odtworzyć, co myślał na przykład Australopitek, czy jak wielkie społeczności tworzyli wcześni przedstawiciele Homo, to im dłużej czytamy, tym bardziej odnosimy wrażenie, że całe badanie jest jednym wielkim przypuszczeniem i wymyślaniem teorii. Choć pierwsze rozdziały są naprawdę świetne, to kiedy docieramy to najciekawszego, czyli rozdziału o Homo Sapiens, robi się już sennie, a temat się przeciąga.

Autor buduje swoje teorie na pojęciu budżetu czasowego. Im dalej w las, tym książka zaczyna fiksować się tylko na tym. Myślę, że końcowe rozdziały już w ogóle sobie odpuścił. Ważną informacją jest fakt, że książka powstała na podstawie badań i projektów, większość fragmentów to odtworzenie tych badań, co wiele tłumaczy jeżeli chodzi o monotonność fabuły. Biografię człowieka otrzymałam w gratisie. Sądzę, że właśnie na takie gratisy się nadaje, albo na nagrodę za dobre wyniki w nauce, wręczanej na zakończenie roku szkolnego.

Eric R. Kandel: Zaburzony Umysł

W miarę nowa pozycja wydawnicza, autorem jest noblista w dziedzinie fizjologii i medycyny. No, noblista, to z pewnością będzie miał coś ważnego do opowiedzenia, literatura najwyższych lotów. Przeczytałam i powiem szczerze, że rozdziały książki wyglądały jak nieco bardziej rozwinięte fragmenty z Biologii Campbella, wręcz wydaje się, jakby każdy rozdział pisała inna osoba. Przypuszczam, że otwierając Wikipedię przeczytałabym to samo. W żadnym momencie podróży przez tekst nie miałam wrażenia, że obcuję z wielkim umysłem i podążam za tokiem rozumowania autora. Nic, co pozwoliłoby mi poznać jego sposób patrzenia na świat. I żebyśmy się zrozumieli, książka bardzo dobra, podobała mi się, tylko niestety nie posiadała duszy. Sprawia wrażenie dobrze napisanego copywritingu.

Te wszystkie powyższe czytadła skłoniły mnie do refleksji na temat popularnonaukowych publikacji.

Być może współczesnym autorom naukowych tomiszczy brakuje literackiego podejścia? Całkiem niedawno na okładce książki antropologa Dunbara przeczytałam sobie, że w środku znajdziemy połączenie naukowej precyzji z talentem narratorskim. Coś w tym z pewnością jest.. talent narratorski.

Wydaje mi się, że kiedyś naukowcy akademiccy mieli większe umiejętności literackie, połączenie wybitnego matematyka i pisarza, czy biologa i pisarza, nie było wcale takie rzadkie. Fizycy teoretyczni z XX wieku mają na swoim koncie naprawdę niezłe publikacje, na przykład Schrodinger i jego Czym jest życie albo entuzjastyczna twórczość Feynmana – te pozycje rozpalały wyobraźnię wielu ludzi. Weinberg i jego Pierwsze trzy minuty na zawsze utorowały drogę rozwoju tego typu literatury. Moda na czarne dziury Hawkinga, czy hiperprzestrzeń Kaku wzięła się przecież z niesłabnącej popularności książek obu tych naukowców. Z drugiej strony mamy Dawkinsa i samolubne geny albo wciągające książki Jamesa Watsona z zakresu biologii molekularnej i genetyki. Socjobiologia Wilsona też raczej była ciekawa, pamiętam, że nieźle wydana, w jakimś większym formacie.

Dzisiaj obawiam się, że tego typu autorów, łączących umiejętności naukowe i literackie jest jak na lekarstwo. Na pewno będę tęsknić za takimi seriami jak Klasycy Nauki, co prawda nie przeczytałam wszystkich z listy, ale pamiętam, że klimacik był.

W innym miejscu pisałam również o Biografii intelektualnej Leibniza (Maria Rosa Antognazza), wydanej również przez wydawnictwo Copernicus Center Press.

W swoich przepastnych zbiorach posiadam także miłą książeczkę o życiu Fermiego tegoż wydawnictwa. Oszczędzam ją sobie i nie chcę za szybko przeczytać, jak tylko to się stanie, zapiszę swoje wrażenia i opublikuję na Kujonce.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder