Filozoficzne i Kulturalne Inspiracje w Miłości po Grecku

Opublikowane przez Barbara w dniu

Niedawno premierę miała moja książka Miłość po grecku i z tej okazji postanowiłam zebrać wszystkie inspiracje, które natchnęły mnie do jej napisania, a było ich kilka.

Pierwszą z nich jest często przywoływana na stronach książki mozaika przedstawiająca Akademię Platońską. Główna bohaterka, Zofia, przypadkiem natrafia na nią w książce do filozofii. Pod wpływem niepozornej kolorowej reprodukcji postanawia poszukać starożytnej szkoły.

Mozaika została odzyskana z zasypanych popiołami wulkanicznymi Pompejów. Udało się ustalić, że pochodzi z I wieku naszej ery i jak większość tego typu obiektów jest to rzymska kopia greckiego oryginału. Obecnie znajduje się w muzeum w Neapolu. Przedstawia drzewo oliwne, pod którym siedzą filozofowie. Prawdopodobnie Platon jest trzecią postacią od lewej a Arystoteles siódmą. Podobne dekoracje często zdobiły domy, łaźnie i inne rzymskie budynki publiczne. Dużymi kolorowymi mozaikami wykładano podłogi i ściany. Takie obrazki cieszyły oko i najczęściej przedstawiały sceny mitologiczne, z codziennego życia a także dokonania militarne (zdarzały się i bardziej humorystyczne oraz o zabarwieniu erotycznym, szczególnie w łaźniach ). Niektóre z nich dotarły do naszych czasów w stanie nienaruszonym tylko dzięki temu, że zostały przysypane popiołami i kamieniami po wybuchu Wezuwiusza i w ten sposób zamknięte w kapsule czasu.

W książce można odnaleźć także pewne miejsca w Atenach, które już opisałam w innych artykułach na blogu, czyli Akademia, Agora i Więzienie Sokratesa.

Kolejnymi inspiracjami są figurki przedstawiające postać filozofa Sokratesa. Jedną z nich zobaczyłam w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Jest bardzo stara i trudno dopatrzeć się szczegółów, ale widać jego duży jak cebula nos. Inną jest figurka kupiona w sklepie z pamiątkami, widniejąca na zdjęciu wyżej.

Kolejną inspiracją jest słynna maksyma „Poznaj samego siebie”, która była wyryta nad wejściem do świątyni w Delfach. Na zdjęciu poniżej możemy ją zobaczyć w formie graffiti uchwyconego przypadkiem gdzieś w Warszawie. Naprawdę zaciekawił mnie fakt, że oprócz typowych napisów sprejem na murze, których można by się spodziewać, ktoś był w stanie wykrzesać z siebie aż taką refleksję. Dlatego postanowiłam ją uwiecznić.

poznaj siebie graffiti

Słynne starożytne motto, na które natrafiłam zwiedzając Warszawę.

Delficka świątynia pełniła ważną rolę w społeczeństwie starożytnych Greków. Odwiedzali ją nie tylko zwykli obywatele, ale także politycy, którzy w bełkocie Pytii doszukiwali się wskazówek i znaków co do prowadzenia wojen albo chcieli wiedzieć, jak potoczą się ich własne polityczne kariery. Wieszczka Pytia posiadała ogromny autorytet, którego nikt nie śmiał podważyć. Siedziała na trójnogu nad wyziewami unoszącymi się z pękniętej ziemi. Wpadała w trans wydobywając z siebie pełne tajemnicy przepowiednie dotyczące przyszłości. To ona powiedziała, że Sokrates jest najmądrzejszy ze wszystkich ludzi.

Hasło „Poznaj samego siebie” brzmi tak bardzo współcześnie, choć pochodzi z czasów, gdy światem rządzili olimpijscy bogowie, a wyroki ferowała konwulsyjna wyrocznia delficka. Wydaje się to przesiąknięte humanizmem i niesłychanie aktualne. Dotyczy tego kim jestem i co jest we mnie, mojej świadomości, jest nakazem, aby zbadać własne „ja”, mówi bezpośrednio o mnie, nie o bogach, nie o innych ludziach, ale o indywidualnym własnym jestestwie. Każdy ma obowiązek, żeby poznać siebie i dowiedzieć się, kim jest. I to nakierowanie na świadomość i wnętrze jednostki jest tym, co próbował robić Sokrates, który ucząc i rozmawiając z ludźmi zawsze sugerował, że należy przede wszystkim troszczyć się o duszę i zadbać, aby była jak najlepsza. Niestety, zapłacił za to najwyższą cenę, oddał życie.

Oprócz rozważań filozoficznych, inspiracją przy pisaniu książki była również kultura w ogólnym pojęciu. Główna bohaterka Zofia, nie może zrozumieć, dlaczego mądre i ambitne artykuły dziennikarskie schodzą na drugi plan, ustępując miejsca niewyszukanym i odmóżdżającym newsom, tak zwanym clickbaitom. W odpowiedzi słyszy, że kultura już się nie sprzedaje, a gazeta musi zarabiać na reklamach. Nie może się z tym pogodzić i za wszelką cenę próbuje udowodnić, że czytelnicy pisma, w którym pracuje, są myślącymi istotami i potrzebują wartościowych treści, żeby stać się lepszymi ludźmi.

W Miłości po grecku występuje maleńki humorystyczny wątek związany ze sztuką teatralną. Mało kto wie, że ma on źródło w rzeczywistości. Kiedyś byłam na przedstawieniu w Teatrze Nowym w Poznaniu (nie powiem którym). W połowie facet siedzący za mną zaczął się wiercić i sypać komentarzami typu: to są chyba jakieś żarty, tego się nie da oglądać, co to ma być, robią sobie kpiny z ludzi. Kobieta, z którą przyszedł próbowała go uspokoić, ale on w pewnym momencie wyraźnie zdegustowany wstał i wyszedł.

Dostałam takiego ataku śmiechu jak nigdy. Nie mogłam się powstrzymać, a siedziałam w drugim rzędzie. I tak mi było głupio, aż mnie brzuch bolał od chichrania, robiłam co mogłam, żeby zdusić ten napad, ale nie potrafiłam się uspokoić, dosłownie myślałam, że umrę (ze wstydu też). Wydawało mi się, że to są naprawdę żarty i że aktorzy nas po prostu wkręcają, tym bardziej, że widzowie zaczęli spoglądać po sobie szukając wytłumaczenia jakże dziwnej sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy. Czekałam, aż zapali się światło i usłyszymy: Proszę państwa, to był tylko dowcip. A teraz zaczniemy grać naprawdę. Ale nic takiego nie nastąpiło. W sztuce występował aktor z leżakiem i w pewnym momencie on się jakoś tak czołgał z tym leżakiem po scenie.

Później, wieczorem czekałam na tramwaj i na przystanku spotkałam pewne starsze małżeństwo, które jak się okazało również wracało z przedstawienia do domu. Z niezadowoleniem mówili, że za te pieniądze mogli pójść do kina i jeszcze by im zostało, że teatr się kończy i tak dalej. Ogólnie to chyba nie tylko ja miałam takie odczucia, ale ten spektakl nie należał do najbardziej udanych.

W książce można się też doszukać niewielkiego nawiązania do jednego z dialogów Platona, ale nie powiem którego. Oczywiście największą inspiracją stanowiła dla mnie postać samego Sokratesa. Starałam się, żeby zawsze gdzieś tam unosił się jego duch, a bohaterowie książki dążyli do czegoś więcej w życiu. Nie są to wszystkie nawiązania i motywy, niemniej jednak większość z nich. Mam nadzieję, że ten krótki artykuł będzie ładnym uzupełnieniem do „Miłości po grecku” a kto wie, może nawet rozbudzi zainteresowania filozofią.

P.S. Zapomniałabym dodać o istotnej inspiracji jaskinią Platona. Można się doszukać dyskretnych aż nieprzytłaczających nawiązań do tej jednej z największych filozoficznych alegorii.

Powyższe zdjęcie zrobiłam podczas zwiedzania platońskiej akademii w Atenach. Jaskinia (w formie artystycznej) znajdowała się w małym muzeum na terenie parku archeologicznego.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder